sobota, 17 sierpnia 2013

Nigdy nie kocha się za bardzo.


Éric-Emmanuel Schmitt



 rok później
Mecze Reprezentacji Polski mają w sobie coś takiego, co działa na kibica jak potężny zastrzyk adrenaliny. Wtedy nieważne są wszystkie sprawy, które zostawiło się w domu, nieistotne jest jak bardzo ktoś jest chory, załamany, czy to, z jak ciężkim brzemieniem idzie przez życie. Podczas tych niewielu okazji w roku, mamy okazję przenieść się w zupełnie inny świat. Z poczuciem, że na naszych oczach rozgrywa się niesamowite przedstawienie, zazwyczaj stoimy w hali, bo ciężko jest usiedzieć, gdy kierują nami emocje.
Nie bez znaczenia jest miejsce, w którym biało-czerwoni grają mecz, bo kiedy dzieje się to w Spodku, to wydarzenie urasta do rangi święta państwowego. I dlatego, kiedy siedzę na swoim miejscu w siatkarskiej Mekce, podczas przerwy po drugim secie, wygranym przez Polaków, emocje rozsadzają mnie od środka i niemal tańczę na siedząco, tak bardzo jestem nabuzowana energią. Marta się ze mnie śmieje i w tym momencie nasze twarze pokazują się na telebimie, wyłapujemy kamerę i machamy w jej stronę jak wariatki. Muzyka płynąca z głośników nagle ustaje i Marek Magiera oznajmia, że ma ogłoszenie. Chwilę potem dowiaduję się, że jestem proszona na płytę boiska. Jestem zszokowana i wypowiadam soczyste „o kurwa”, na co publiczność wybucha śmiechem. Moja twarz nadal widnieje na telebimie, a przecież nieciężko wyczytać z ruchu warg te powszechnie stosowane w języku polskim słowa. Oszołomiona siedzę dalej na swoim miejscu, na co Marta popycha mnie w stronę wyjścia na schody, jakby chciała dodać mi odwagi.
- Idź, wariatko! – krzyczy do mnie jeszcze i popycha drugi raz.
- Co wyście wykombinowali?! – wstaję i idę w dół, w stronę barierek, które rozsuwają dla mnie ochroniarze, wyraźnie rozbawieni moim zamroczeniem.

Na boisku stoi już Marcin, wszyscy zawodnicy przestają się rozgrzewać i patrzą na mnie, jak podchodzę do mojego faceta z pytającym wyrazem twarzy. Zupełnie nie wiem o co chodzi.
- Chciałem, żeby jeden z najpiękniejszych rozdziałów w moim życiu zakończył się w tym samym miejscu, w którym się rozpoczął. Nie mogę już tak dłużej żyć…. – głos mu się załamał, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy naprawdę Marcin zamierza mnie upokorzyć na oczach kilkunastu tysięcy kibiców wpatrujących się w naszą dwójkę stojącą na środku jednej z połów boiska. Nie mógł mi powiedzieć, że już nie chce ze mną być na osobności? Musiał z tego robić taką szopkę?
Łzy niemal stają mi w oczach na myśl o tym, co będzie znaczyło moje życie bez Marcina.
A on zaczyna mówić dalej i widząc moją panikę, uspokajająco łapie mnie za dłoń. A potem przyklęka na jedno kolano i patrząc mi prosto w oczy pyta:
- zostaniesz moją żoną?
„Żoną?” pytam się go, totalnie zaskoczona, starając się poznać znaczenie tego słowa.
Kiedy dociera do mnie, o co tak naprawdę mnie poprosił, jak bardzo tego chcę i co nas czeka w następnym rozdziale naszego wspólnego życia, niemal wykrzykuję na całą halę, zastygłą w bezruchu, że tak, oczywiście, że chcę.

Chyba musiało być dobrze, mam dość złych zakończeń.
Tak, ten rozdział napisałam bardzo dawno temu. Stwierdziłam, że powinno przed nim znajdować się coś jeszcze, ale jako że kończę swoją karierę, zasługujecie na to, żeby poznać koniec.
W planach mam jeszcze dodać napisane już one party na stosownego bloga, kiedy to nastąpi? Tego jeszcze nie wiem. 
Wiem tylko, że w dniu dzisiejszym moim przeznaczeniem jest takbardzozajebiściezamulastyhumor.