środa, 27 marca 2013

Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest.

William Wharton

Marcin dzwoni po raz kolejny, chyba już czwarty tego dnia i opowiada mi o tym, że jest mu smutno w Kędzierzynie beze mnie. Zdaje mi relację z pierwszych treningów z nowym zespołem, a ja obiecuję mu, że niedługo do niego przyjadę. Mam jeszcze trochę wakacji, więc możemy spędzić więcej czasu wspólnie. Oczywiście pod warunkiem, że oboje będziemy mieli chęć, bo jakoś nie uśmiecha mi się siedzenie samej w jego mieszkaniu, podczas gdy on będzie trenował i miał dzień wypełniony odnową biologiczną i tego typu zajęciami.
Czułam się źle. Nie omieszkała tego zauważyć Marta, która wpadła do mnie niedługo po rozmowie z Marcinem. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że spotykam się z siatkarzem i trochę jej się ten fakt nie podobał, choć starała się to przede mną ukryć.
- Hej Mała, to miłość cię tak wyniszcza, czy to coś innego? – zaczęła dopiekać mi już od progu.
- To tęsknota za tobą – wysiliłam się na suchara i wróciłam do kuchni, żeby zagrzać wodę na naszą ulubioną, zieloną herbatę.
- Możesz powiedzieć mi co się dzieje? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha – spojrzała się prosto w moje oczy i zaprezentowała tę swoją zbulwersowaną minę.
Zaczęłam tłumaczyć, że nie mam siły, że tęsknię za Marcinem, że jest milion innych przyczyn tego, jak wyglądam. To, co się później wydarzyło, było skutkiem naszej wieloletniej przyjaźni i tego, że Marta mnie po prostu znała. Zmusiła mnie do wyjścia z domu i wizyty u lekarza, co stało się początkiem końca.
Standardowe badania, brak diagnozy i ucieszona ja, wracająca razem z Martą do domu, z tryumfującą miną w stylu „a nie mówiłam”. Nic mi nie było. A przynajmniej do momentu, kiedy nie przyszły wyniki badań i nie wprawiły mnie w wisielczy humor.
Marcin przyjechał do mnie bez zapowiedzi, kiedy siedziałam nad książką, która niesamowicie mnie wciągnęła. Nie wychodziłam z domu od dłuższego czasu, więc nie można było powiedzieć, że wyglądam jakoś zachwycająco. Przez ten czas byłam sama ze sobą, bo Marta miała nawał pracy i nie miała możliwości mnie odwiedzać. Nie, żeby mi to przeszkadzało, chciałam być po prostu sama, a jej irytująca paplanina tylko działała mi na nerwy.
Dzwonek do drzwi zadzwonił trzy razy, nawet nie podniosłam się z fotela, bo odkąd mieszkałam w Częstochowie nie otwierałam drzwi nikomu, chyba, że na kogoś czekałam. Marcin w końcu stracił cierpliwość i otworzył sobie kluczami, które dałam mu „na wszelki wypadek”. Spojrzał na mnie, po chwili podszedł i ujął moją twarz w dłonie. Zapytał się co się stało, a ja go zbyłam krótkim „nie wyspałam się”. Cieszyłam się, że ze mną jest, że mogę się do niego przytulić, porozmawiać, pobyć blisko i spędzić trochę czasu. Nie wychodziliśmy przez ten krótki dzień z domu. Kilkukrotnie pytał, czy na pewno wszystko w porządku, na co odpowiadałam z ogromnym przekonaniem. Kiedy przyszło mi go żegnać, zrobiło mi się strasznie smutno i odniosłam wrażenie, że moje ciało ostrzega mnie, że dzieje się coś złego. Było mi słabo, ale dzielnie pocałowałam go na do widzenia i kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, osunęłam się po ścianie na podłogę.
Mój facet wrócił do Kędzierzyna, Marta wypełniła swoje zobowiązania w pracy i wróciła do pastwienia się nade mną. Kolejna wizyta u lekarza i wiadomość, która zwaliła mnie z nóg. Jedno słowo, wyrok. Anemia. Nieleczona przez dłuższy okres czasu, mogła okazać się śmiertelna. Nawet nie chciałam o tym myśleć, a jednak musiałam stawić czoło temu, co mogło się ze mną stać w najbliższym czasie. Zawsze istnieje ryzyko i zawsze trzeba to ryzyko brać pod uwagę, choćby nie wiadomo jak ciężko byłoby się z tym człowiekowi pogodzić. Nie chciałam się z tym godzić, ale nie miałam wyjścia. Zaczęła się długa droga, którą musiałam przebyć, na końcu której, jak miałam nadzieję, było zdrowie.

Wyszło jak wyszło, nie tak, jak miało wyjść, ale co zrobić, kiedy ostatnio po prostu jest smutno.
Trzymaj się Słonko! :*

10 komentarzy:

  1. nie lubię tego, bo to jest smutne takie.

    OdpowiedzUsuń
  2. smuteczek, smuteczek max! Dlaczego ona mu nie powiedziała?! Powinna powiedzieć, a on by został z nią i byłoby wszystko w porządku, a nie kurcze.
    Swoją drogą anemia jest śmiertelna, serio? Żyła z anemią, a nawet sobie z tego nie zdawałam sprawy hahaha, master of death :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ja rozumiem podejście typu nie chcę cię martwić, no ale jednak mogła mu powiedzieć, bo troszeczkę się zejdzie zanim przestanie wyglądać jakby się nie wyspala.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak sobie myślę, anemia nie jest wyrokiem. Chociaż oczywiście wszystko zależy (Nie gadaj ze studentem medycyny - zlasujesz sobie mózg, uprzedzam na przyszłość).
    W każdym razie, ten rozdział tak powiewa smutkiem, że idę wysmarkać nos.
    Dobra, wróciłam.
    Powiem Ci szczerze, że winna się Marcinowi powiedzieć co się dzieje. Okej, nie są długo, to jej sprawy i woli go pewnie nie mieszać, ale...
    To jej facet, mimo wszystko. A nawet... Przede wszystkim.
    A może ona mu chce powiedzieć?
    Chce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestie medyczne u mnie leżą i kwiczą, może to czas, żeby załatwić sobie konsultanta. ;)

      Usuń
  5. Co się dzieje w jej głowie? Dokąd to zmierza?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja myślałam, że tu się już coś innego kroi, a tu anemia. Hm, jestem zdania, że Marcin powinien ją zabrać do siebie :>

    OdpowiedzUsuń
  7. Z anemią można żyć, szczególnie jeśli Marcin pomoże. No ale on pomoże tylko wtedy jeśli bedzie wszystko wiedział:)

    OdpowiedzUsuń
  8. srututu, o ile anemia nie jest jakaś supersilna i nie towarzyszą jej jakieś dodatkowe choroby czy alergie, to raczej na utratę życia nie powinna się rzucać. he, miałam to ostatnio na wykładach.
    musi powiedzieć Marcinowi, nie może trzymać go w niepewności.

    OdpowiedzUsuń
  9. Biedna :c Ale jestem pewna, że wszystko będzie z naszą bohaterką dobrze!
    Ale jak to już pisali w komentarzach moi poprzednicy, a ja się za nimi powtórzę - powinna powiedzieć Marcinowi XD

    OdpowiedzUsuń